Obserwatorzy

środa, 8 lutego 2017

Śnieg, czyli czerwony post

Niby nie pada, a ciągle leci. Zimno i ma być jeszcze zimniej. Słońca ani kawałka. Jak żyć? Żeby chociaż tak padało, żeby było można zapatrzeć się w płatki. A tu nawet dobrze nie prószy- takie byle co!

Za to atmosfera dookoła zaczyna się rozgrzewać zbliżającymi się Walentynkami. Muszę powykańczać moje serduszka na witrynę ;-). Jestem z tych, co mi to święto ani nie przeszkadza, ani za nim nie tęsknie. Uważam jednak, że wszystkie dni-święta, kiedy mamy sposobność odrobinę inaczej spędzić dzień - są ważne. Pewnie nie jedna para się przeprosi...nie jedno wyznanie w końcu się zmaterializuje...ktoś dostanie czekoladki...ktoś kwiaty...najważniejsze, żeby każdy czuł się kochany!

Machnęłam koleżance spódnice na balik w przedszkolu:

 Tiulowa to ja nie jestem, ale efekt mi się podoba.

W ramach odzyskiwania szafy, wyjęłam z niej tkaninę w usta. Dokładnie to resztki, które zostały koleżance po szyciu spódnic. Przeleżały rok i to chyba dobry moment, żeby całuśne zwierzaki powstały:

 
Kup mnie
Zajączek ma ogonek.
I uszy w serduszka.

Kup mnie
Mysza Walentynka ma spódnicę z tiulu, obszytą satynową lamówką.
I łapki przymocowane serduszkami, dzięki czemu ręce ma ruchome.

Reszta jest w wypychaniu, może zdążę do najbliższych Walentynek. A jak nie to...no to trudno ;-)




2 komentarze:

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania