Obserwatorzy

piątek, 18 października 2013

naleśniki opolskie

Nie jestem kulinarnym talentem - cóż nie można mieć wszystkiego - gotuję i jakoś mi wychodzi, ale nie jest to moja pasja, a czasami wręcz mi się po prostu nie chce.
Jak jeździłam do Opola na dłużej, trafiłam raz na obiad do naleśnikarni. nie wiem, czy ona tam jeszcze jest, ale idąc od dworca głównego, na wysokości Ozimskiej trzeba skręcić w lewo.
Tak mi zasmakowały tam jedne naleśniki, że jadłam je tam zawsze. O innych się wypowiedzieć nie mogę, bo choć wybór był ogromny, to ja wcinałam z uporem maniaka właśnie te. Raz je przywiozłam do domu i stały się  jednym z nielicznych dań, które lubią wszyscy.

W wersji domowej robię je tak:
na usmażony, jeszcze ciepły naleśnik kładę żółty ser (starty), plaster szynki konserwowej, i plaster ananasa z puszki; naleśnik składam na cztery. Przed podaniem warto jest naleśniki zapiec w piekarniku, żeby się żółty ser w środku roztopił.

W naleśnikarni oczywiście mają swoją recepturę na sam naleśnik i swoją mieszankę ziół, więc sami też możecie poeksperymentować.
W Gdyni na Świętojańskiej, też je dają. Ale w Opolu są najlepsze :-).

Wieje, pada.... a ja myłam okna :-). I do tego w tzw salonie, gdzie okna są wielkości salonowej, jako jedyne w całym mieszkaniu są drewniane i żeby się do nich dostać, trzeba przestawić pół tegoż salonu łącznie z ogrodem, gdzie niektóre okazy są mojej wielkości. Lubię myć okna, ale te nie należą do moich ulubionych. Krótko rzecz ujm ując: dzisiaj nie szyłam :-(.
A teraz muszę dziecko odwieść na zbiórkę, męża odebrać z pracy, dziecko odebrać ze zbiórki, wjechać po zakupy kalibru ciężkie..... i będzie już weekend! Człowiek nie pracuje, a czeka na te dwa dni, żeby odpocząć....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania