Obserwatorzy

wtorek, 5 listopada 2013

fachowiec w domu

Miałam dzisiaj kontrolę instalacji gazowej. Przyszedł pan, włożył coś do dziury w ścianie w łazience i to coś zaczęło piszczeć! Niedobrze! Ale zakręcać nie ma co, bo przed zaworem - usłyszałam. Aha- odpowiedziałam mądrze. Pan kazał mi siedzieć w domu i czekać, konieczne jest usunięcie usterki jeszcze dzisiaj. No to siedziałam. Nie kazano mi czekać długo, panów przyszło dwóch: miły, który stwierdził usterkę, i fachowiec. Fachowiec włożył głowę w ścianę i powiedział, że ciasno. Cóż do tej pory nikt nie narzekał, a przecież z okazji różnych kontroli, różni panowie do tej dziury zaglądali. Pan pomarudził, kazał drugiemu panu podać sobie kluch, a potem wkrętak..... po czym wyszedł z tej dziury, powiedział, że dziura za mała, trzeba skuwać kafelki, jak będzie dojście on wróci, gaz zakręca..... Litości! Łazienka cierpliwie czeka na remont, ale robienie go teraz jak "uległam likwidacji" przy okazji likwidacji firmy, to chyba nie jest najlepszy moment; Mało tego, jak bez gazu zrobić obiad? ... Poprosiłam pana o wyraźniejszy komunikat, taki bardziej jak do kobiety. A on mi o rurach, przyczepach czy innych złączkach, kolankach i etc. Zrozumiałam tylko tyle, że jest wyciek, czyli dla mnie prostej kobiety, że mogę wybuchnąć. Poza tym pan mówił do mnie innym dialektem - ja takiego nie rozumiałam. Próbowałam się za wszelką cenę dowiedzieć, czy jeśli wyciek jest za moją ścianą, to czy jest to mój problem? Czy jeśli, wyciek jest poza moim mieszkaniem, to jest pana problem? Ale człowiek uparcie o rurkach, złączkach, i pacanach, którzy to robili. Pan zbierał zabawki, a ja musiałam go zatrzymać! Bo jak bez gazu!? I jak skuwać?! Niewiele myśląc zadzwoniłam do męża, że pan mówi, iż mamy poważny problem i ja dam pana, to on mu wszystko wytłumaczy. Pamiętam, że w "Domu nad rozlewiskiem", to pomogło jak fachowiec mówił, że się nie da, a po telefonie do męża (byłego) się dało.Ufff, i u mnie pomogło. Pan mi pokornie oddał telefon, rozłożył zabawki i utknął w mojej dziurze (która oczywiście się od tej rozmowy nie powiększyła). Pan mnie jeszcze podpytywał o męża, że zna się na gazie... czyżby się przestraszył u kogo w domu jest....ale przecież facetowi w dziurze się zwierzać nie będę. Łazienkę mamy półosobową, a tam już było dwóch ( no w zasadzie 1,5 - po pół było w dziurze) facetów, zainteresowany kot ( też facet), więc zostawiłam panów z małą dziurą, rurami, kolankami i ich innymi problemami. Pan klął siarczyście, a ja spokojnie sobie czytałam i byłam tak pochłonięta lekturą, że żadne docinki do mnie nie docierały. Nie wiem czy pan sprawdzał moją cierpliwość, czy myślał, że okażę wdzięczność za jego trudy w mojej dziurze....Nie ze mną te numery! Za te docinki?! W życiu wdzięczna nie będę! Poza tym, jak pan wrócił do dziury, to dla mnie był to jasny komunikat, że to jego wyciek, jego problem, za rozwiązanie którego spółdzielnia mu zapłaci, a ja i tak w czynszu "tą usługę" będę miała doliczoną. Nie dam się ! I tyle.
Łazienka nie uległa demolce, gaz mam, zagrożenia już nie stwarzam, a fachowiec sobie poszedł...przyznać jednak muszę, że znam dwie mocno przeklinające osoby, jednak przy tym panu mogą się schować.

Panowie zabrali mi dużo czasu, ale skończyłam jeszcze jedną (serduszkową) poduchę:



I sesja zdjęciowa serduszkowo-różowa:









1 komentarz:

  1. Co jedna to ładniejsza podusia. Trudno by mi było wybrać tę najładniejszą!!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania