Obserwatorzy

poniedziałek, 21 października 2013

dzień dobry :-)

Dzisiaj od rana dyskusja w radiu na temat "dzień dobry" kiedy to dobry obyczaj, a kiedy dziwny. Niewątpliwie dziwnie jest, kiedy wchodzimy do sklepu, a tam wszyscy pracownicy, niezależnie od wykonywanych zajęć, gdy tylko cień im się przesunie za plecami krzyczą "dzień dobry".
 Miałam  na szkoleniu chłopaka, który przyszedł z innej sieci; ja do niego mówię, a on: "dzień dobry"...."dzień dobry"...."dzień dobry".... litości! Klientka (ta sama) trzeci raz przechodzi obok nas, a on: "dzień dobry"...."dzień dobry"...."dzień dobry".... Nie wytrzymałam! Poszliśmy na bok, ja mu swoje argumenty, że klient słyszący trzeci raz powitanie, wie już że nie zwraca się uwagi właśnie na niego- TEGO KLIENTA, tylko jest to przymus; że nie można rozmawiać z jedną osobą i ciągle wcinać te przeklęte "dzień dobry", bo to brak szacunku i dla rozmówcy i tego, któremu się kłania; że jak człowiek wita klienta, to MUSI być nawiązany kontakt wzrokowy, bo tylko wtedy jest to sygnał dla klienta, że ja pracownik tu jestem i jestem właśnie dla CIEBIE klienta i możesz mnie pytać, etc, ect.
Kilka dni później, klientka zapytała mnie, dlaczego tamten pan wyjmuje towar z kartonów i ciągle mówi do nich ( tych kartonów) dzień dobry..... a on nie mówił do kartonów, tylko przechodzącego cienia tej klientki :-).
Jest obgadane "dzień dobry", to jeszcze słówko o "do widzenia".
Trafił mi się kiedyś pracownik, który jak był w okolicach drzwi, a okolica zaczynała się dla niego już w połowie sklepu, dla odmiany do każdego klienta, który w jego mniemaniu znalazł się " w okolicach" wyjścia krzyczał (dosłownie krzyczał) "do widzenia". A klienci jak już zostali pożegnani, to napędu dostawali i wręcz wypadali przez te drzwi!
I tak to jest, jak człowiek nie panuje nad odruchami... jeden "dzień dobry"....a drugi "do widzenia"... i tak źle i tak nie dobrze .....

2 komentarze:

  1. Rety !!!
    Jeszcze nie mogę strawić " w czym mogę pani pomóc". Ale też jestem zła jak rozglądam się po wielkim sklepie np.Tesco, Castorama i nie widzę nikogo, kogo można o coś zapytać. Kucają za tymi regałami, czy co ........

    OdpowiedzUsuń
  2. Te duże sklepy, to inna bajka, tam pracownik ma określony czas na wykonanie zadania np. rozłożenie palety towaru, zrobienie cen etc; a nie na rozmowy z zagubionymi paniami tzn klientem :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania