Obserwatorzy

niedziela, 8 września 2013

kobieta w samochodzie

Moja przygoda w samochodzie jest w zasadzie krótka (jeżdżę od dwóch lat), ale za to intensywna
(przejechałam ponad 100 tys km).

Kilka razy myślałam o zrobieniu prawa jazdy, ale.... no właśnie zawsze było jakieś ale. Przede wszystkim, kiedy już miałam tą myśl, to miasto się korkowało, kierowcy trąbili, a mój tramwaj po prostu jechał do celu. I tak mijały lata. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Dyrekcja z pytaniem czy mam prawo jazdy, zgodnie z prawdą powiedziałam, że nie mam, a w odpowiedzi usłyszałam: "to pani zrobi". Hmmm, jak moja Dyrekcja mówiła, to znaczyło, że ma być już. Po tygodniu padło pytanie, czy JUŻ zrobiłam prawo jazdy. I to był niepodważalny znak, że ma być JUŻ! Wpadłam do domu i zażyczyłam sobie kursu, od zaraz i blisko pracy. W ten sposób po tygodniu trafiłam na kurs do Ewy. Oczywiście zaczęłam od tego, że ja potrzebuję na JUŻ. Ewa, ze spokojem, że "już" to zależy ode mnie, a raczej od moich zdolności. Teoria, jazda, egzamin i... w piątek odebrałam prawo jazdy, w poniedziałek pojechałam do Szczecina, we wtorek wróciłam ze Szczecina, a w środę pojechałam do Warszawy... A potem przejeździłam kolejne dwa lata. Czasami, jak czegoś w domu szukałam, to mój mąż wysyłał mnie do samochodu...
Wracając jednak do Ewy, jest to kobieta posiadająca niesamowite zdolności dydaktyczne. Nauczyła mnie odróżniać prawą stronę od lewej ( wcześniej jak komuś tłumaczyłam drogę, to machałam w lewo i mówiłam w prawo); zafundowała mi dzika na nocnej jeździe (żywego, który się ze mną ścigał); jak przesadzałam z prędkością zabierała mnie na osiedla z ograniczeniem do 20 km/h; i mam nadzieję, że jest teraz ze mnie dumna:-).

Teraz moja Ewa poprosiła o coś, w czym będzie mogła trzymać rzeczy potrzebne do wykładów, co na stałe zamieszka w samochodzie i dzięki czemu nie będzie szukać wszystkiego w torebce. Jak to jest z damskimi torebkami pisać nie będę. Zaczęłam kombinować od tego co ta Ewa potrzebuje do wykładów. Po głębokich przemyśleniach doszłam do: kalendarza, kremu do rąk (ja mam go zawsze), długopisów (kilku koniecznie dla zapominalskich kursantów) i kolorowych flamastrów ( pamiętam rysunki na tablicy). Musiałam jeszcze zostawić rezerwę na inne drobiazgi, o których nie pomyślałam. Nigdy Ewie w torebce nie grzebałam, ale ja ma zawsze śrubokręt, miarkę i nożyk. Zatem co kobieta, to inne potrzebne drobiazgi. I już sobie obmyśliłam co i jak, kiedy Ewa dołożyła ładowarki, rozgałęziacze i słuchawki. Po co jej słuchawki na wykładach? Tego nie wiem, wiem natomiast, że mój pomysł był do zmiany. Oj, para aż mi buchała od myślenia! A Ewa pewnie cały weekend miała czkawkę. No, ale mam nowy plan. Tylko na razie nie mogę go zdradzić, żeby nie popsuć niespodzianki. Mam nadzieję, że przez zaskoczenie, uzyskam efekt zadowolenia. Jak skończę i Ewa przyjedzie, to Wam opowiem.

Do przyjazdu Ewy mam jeszcze trochę czasu i na jutro zaplanowałam sobie skończenie mojej torby na zakupy. Zaczęłam od takich materiałów.



Najpiękniejszy jest ten w środku, uszyję jeszcze z niego organizer na kaloryfer.

Mam już główny wzór:

Żebym tylko z wielkością znowu nie przesadziła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania