Obserwatorzy

poniedziałek, 21 lipca 2014

brak słów

Mój stary Łucznik od blisko miesiąca prosi o wizytę w serwisie. No trochę dłużej. Chwytacz do wymiany, płytka do wymiany. Miałam sobie z tym sama wymienić, ale tak jakoś wciąż nie zamawiałam potrzebnych części. Aż w końcu poszła sprężyna przy pokrętle zakańczania nitki. Może i z tym bym sobie poradziła, lecz nie umiałam maszyny tak bardzo rozkręcić, żeby tam zajrzeć.

Przyniosłam z garażu maszynę, którą dostałam od Łucji. Łucznik stary = dobry, i do tego nowszy od mojego. Model, może dwa nowszy. Łucznik 884, śmiga że ho, ho. A konkretnie śmigał. Bo oczywiście nie przeczytałam instrukcji, którą ściągnęłam z netu i wydrukowałam. Tylko sama zaczęłam kombinować. Kiedy zaczęła mi się zrywać górna nić, to maszyna zeszła na podłogę, a starszy Łucznik powrócił na biurko. Blisko miesiąc cierpliwie wiązałam niteczki, bo przecież nie zakańcza...

Dzisiaj wszystko się skumulowało, i postanowiłam odnieść maszynę do specjalisty. W końcu raz na 15 lat, to i jej się należy porządny przegląd.

Łucznik od Łucji na biurko! I? I?? I??? Gdzie jest bębenek!? Przecież tu był! Przejrzałam całe moje zaplecze krawieckie. Wszystkie pudełeczka. Organizatory. Kosz na śmieci. Odsunęłam biurko. Odsunęłam łóżko. Wszystko wyjęłam ze wszystkich szuflad. Wiem! Skarpeta! Na pewno ona, gdzieś mi bębenek wyniosła. Zaczęło się odsuwanie mebli w całym mieszkaniu. W ramach desperacji zajrzałam do worka z odkurzacza. Nie ma! Spokój! Spokój! Spokój.
Zaparzyłam melisę i postanowiłam się nie denerwować. Spokojnie! Zamówię, przez kilka dni nie będę szyć, zajmę się czymś innym... Nie szyję = cierpię :-(. Bez przesady, ludzie to mają problemy, a ja? jedna maszyna wróci z serwisu, do drugiej przyjedzie bębenek, i proszę ile dobra będę miała!
Spokojnie. A jak już zamawiam bębenek, to może i stopki sobie zamówię...

Na stronie Łucznika bębenków ani śladu. Oj myślenie mi się załącza. A może melisa zaczyna działać. Zaraz, zaraz... Wujek Google pokazuje zdjęcia, takie o:
Pamięć mi podpowiada, że jak pierwszy raz pod płytkę zajrzałam, to tam od razu szpulka była...zatem jakiego bębenka szukam?
Do maszyny, odsuwam płytkę wkładam szpulkę i....
rwie nić górną. No jasna ch... Przecież śmigała! Dlaczego nie śmiga?

Melisa działa, wyjmuję instrukcję. I czytam, jakbym pierwszy raz maszynę na oczy widziała. Igła, a jak krzywa? jak nie ostra? jak nie w tą stronę? To na wszelki wypadek nówkę-sztukę prosto z opakowania daję.
Zrywa.
To nici wymieniam na lepsze, choć myślałam, że gorszych nie używam.
Zrywa.
Docisk stopki. I norm. I norm plus. I norm minus.
Zrywa.
Otwieram płytkę, oglądam to miejsce, gdzie po mojemu bębenek miał być. Przecieram. Przedmuchuję.
Zrywa.
To może dolną nitkę wymienię jeszcze. Otwieram pudełko ze szpulkami. I oczom swoim nie wierzę! Szpulka! No tak, przecież w tej maszynie była jedna szpulka! Inna od całej reszty moich szpulek! Wyć, że tylko jedna? Czy się cieszyć, że aż jedna!?

Zmieniam szpulkę na tą inną i...
śmiga!

4 komentarze:

  1. Powiem Ci, że uparta jesteś w dążeniu do celu :) i w końcu się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Ci się wszystko skumulowało :) Ale jak się przy takich problemach cierpliwość trenuje, prawda? ;D Za to, jak będziesz mieć dwie maszyny, to dopiero będziesz śmigać! Może nawet Skarpeta Ci pomoże ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Grunt to szczęśliwe zakończenie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania