Obserwatorzy

wtorek, 15 lipca 2014

Dzień drugi - dlaczego bloguję?

No właśnie, dlaczego bloguję? Kto pamięta? Rozpisywałam się na ten temat wielokrotnie, więc "starzy" bywalcy znowu będą się krzywić, że marudzę ;-). Trudno, wyzwanie, to wyzwanie, się człowiek - bloger podjął- to pisze.

Rok temu w czerwcu pożegnałam większość kolegów i koleżanek z poprzedniej firmy. Niby wiedzieliśmy dużo wcześniej, że firma się likwiduje, niby sami - własnymi rękami ją likwidowaliśmy, ale jak przyszło do ludzkich pożegnań łatwo nie było. W końcu kilka wspólnych lat, wiele sukcesów, i co najgorsza wciąż niezrozumiała decyzja o zakończeniu działalności. Wspieraliśmy się do końca, niektóre osoby poznałam tak naprawdę dopiero na końcu. Padaliśmy ze zmęczenia, złość mieszała się z rozgoryczeniem. Nie mogliśmy już na siebie patrzeć, ale wciąż byliśmy razem i wzajemnie się podnosiliśmy na duchu. Chcieliśmy już to skończyć i cieszyliśmy się z każdego kolejnego dnia w firmie.
I właśnie rok temu, kiedy już było bardzo blisko do końca, zdałam sobie sprawę, że co ja będę robić jak wrócę do domu. Człowiek korporacji, kierownik spędzający 5 dni poza domem. Co ja będę robić?! To pytanie spędzało mi sen z powiek. Bałam się bezruchu, bezczynności. Moje psiapsiułki z firmy też wiedziały, że ja nie mogę siedzieć w fotelu, głaskać kota- Kłopota i ... no właśnie było mi potrzebne coś jeszcze - zajęcie!

Pracując dostawałam po 150 maili dziennie. Przyszedł dzień, kiedy w skrzynce nie było nic. Wieczory spędzone w hotelowym pokoju, zaczęłam spędzać w wirtualnym świecie. Czułam się jak dziecko w sklepie z zabawkami. To był dla mnie zupełnie inny świat! Pięknych rzeczy, miłych ludzi. Codziennie coś odkrywałam, czytałam, oglądałam i dałam się wciągnąć do tego jakże innego świata.

Spędzając jeden z weekendów w domu, wyjęłam maszynę i uszyłam kosmetyczkę dla mojej Gosi

w następny weekend powstał pokrowiec na siedzisko w przedpokoju

potem poduszka na balkon

I tak w weekendy szyłam, a w poniedziałek w firmie dziewczyny domagały się zdjęć i opowieści o moich wyczynach.

Nadszedł dzień powrotu do domu. Mało kto mnie rozumie, ale byłam przerażona. Nagle nie musiałam nic! Wstawałam rano, siadałam na balkonie z kawą, patrzyłam na zieleń i zaczęłam odkrywać swoje życie na nowo. Przez pierwsze tygodnie musiałam tłumaczyć Kłopotowi, że fotel na balkonie jest mój! Ciężko nam to szło, bo jak ja tylko włączałam ekspres do kawy, to Kłopot biegł na balkon i natychmiast mocno spał!

Rozpisałam się! A blog? Skąd taki pomysł?

Mój blog zawdzięczam dziewczynom z firmy: Gosi, Asi, Agatce, Izie... Dziewczyny dzwoniły i pytały: co uszyłaś? co szyjesz? z czego szyjesz? etc, etc.
I tak, żeby zorganizować sobie czas na szycie :-) i żeby wszystkie koleżanki były doinformowane co robię, zaczęłam pisać bloga! Było to dla mnie nie lada wyzwanie, ale że pisałam dla swoich...to poszło :-).  I jest! I przeszło mi 30 tys wejść i zapewniam Was - tyle koleżanek w pracy to ja nie miałam ;-).
Oto historia mojego bloga. Bloga kobiety, która wróciła do domu. Bloga Koty, co spada na  4 łapy.









16 komentarzy:

  1. Fajnie, że jest jeszcze życie po korporacji ;)
    I fajnie, ze takie fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przyjaciele najlepsi zostali mi po korporacji! Jak to mówią: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :-)

      Usuń
  2. Ależ pięknie napisane!
    Ja sie bardzo cieszę, ze wróciłaś do domu :)

    Chyba odnalazłaś siebie, co? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zagubiona, to ja byłam w tamtym świecie, ale oczywiście wtedy tego nie wiedziałam.

      Usuń
  3. Bardzo miło mi się czytało ten post, myślę, że zacznę teraz do ciebie zaglądać po szyciowe inspiracje :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to uczucie, kiedy człowiek korporacji pyta siebie "Co ja będę robić?":) Jak widać można robić wiele rzeczy, żyć swoim życiem a nie życiem korporacji. Pięknie to wszystko opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam kiedyś przez jakiś czas bez pracy, jako "żona przy mężu" i wcale nie było to aż tak fajne, jak by sobie ktoś mógł wyobrazić. Ale myślę, że to musi być świetna sprawa - odkryć w sobie nagle całkiem nowy talent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, "żoną przy mężu" to ja nie chciałam być! Mój mąż mógłby tego nie przetrwać! Ale dzięki jego wsparciu odnalazłam się w tej nowej sytuacji. A jak się nie wie czego się chce, to chociaż warto wiedzieć, czego się nie chce, i tak działać, żeby to na "nie" ominąć.

      Usuń
  6. bo życie fajne jest a przynajmniej bywa, ale trzeba mieć oczy i uszy otwarte aby to dostrzec, aby usłyszeć co nam szykuje los, aby cieszyć się i być tu i teraz, a pasja pomaga pokonać marazm, zniechęcenie a nawet ugłaskać nasze lęki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Trzeba widzieć, to co dobre! A złe, po prostu omijać :-)

      Usuń
  7. Historia jak z jakiejś dobrej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Opisałaś tak, że aż łezka się w oku zakręciła...że masz przyjaciół, że masz swoja pasję i nie potrzebujesz korporacji, aby funkcjonować i cieszyć się życiem :) Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pani Aniu, naprawdę super się Panią czyta i ogląda rękodzieło... Mam nadzieję na świetny początek współpracy. Kasia z Łodzi ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zaglądacie, a tym bardziej, że piszecie :-) Ania